Do niedawna żyłam w przekonaniu, że uda mi się wychować małolata w totalnym celibacie cukrowym.
Myślałam, że mój dietetycznie skrzywiony maluch będzie gardził sklepowymi łakociami.
Śmiałam się w duchu słysząc argumenty w stylu: „Zobaczysz, jak podrośnie/jak pójdzie do przedszkola”
Dziecko dietetyczki jedzące słodycze?!
No to teraz czas na wyznanie…
Niniejszym przyznaję się do porażki.
Jednak to nie ja, jako żywieniowiec, poniosłam klęskę- to tylko upadek rozdmuchanych idei, które od początku na porażkę były skazane.
Dlaczego?
Bo o ile mogę kontrolować to co jada się w naszym domu to absolutnie nie jestem w stanie zaglądać do garów znajomym czy rodzinie.
A że człowiek istota społeczna to zdarza mu się wyściubić nos poza swoje cztery ściany…
I co wtedy? Dlaczego zakazywanie przynosi skutek odwrotny od zamierzonego?
Weźmy pod lupę taką oto sytuację:
Wybieracie się całym stadkiem na imprezę urodzinową dwuletniej Zosi.
Na miejscu stoi już suto zakryty stół, a w menu same rarytasy : torty, ciastka, czekoladki ……
Normalnie glukozowe party hard!
Na to wchodzi Wasz wyposzczony bąbel i widząc towarzycho zajadające się bez umiaru zaczyna nerwowo mrugać oczami.
Zaraz się zacznie…
Podchodzi taki życzliwy ktosiek (ciocia, wujek, babcia, dziadek etc) i zaczyna lamentować nad niedolą Twojego dziecka:
„ Ale Tobie nie wolno tego jeść/ Tobie mama nie pozwala”
Twoja reakcja?
Istnieje kilka opcji:
-Wyciągasz z kieszeni naklejkę „Inteligent Roku” , naklejasz jegomościowi na czoło i opuszczasz przyjęcie zanim dojdzie do rozlewu krwi
-Tłumaczysz swojemu kilkuletniemu smykowi, że nadmiar cukru zwiększa ryzyko wystąpienia zespołu metabolicznego tj. cukrzycy, miażdżycy i chorób sercowo-naczyniowych i czekasz aż dzieciak posłusznie wypluje nadgryziony kawałek czekolady
-Wyrywasz rozhisteryzowanemu małolatowi konsumowany przysmak i jednocześnie sam/sama ewakuujesz się drzwiami wyjściowymi.
Jeśli żadna z powyższych opcji Ciebie nie zadowala to czas zmienić zasady.
Wiadomo powszechnie, że zakazany owoc smakuje najlepiej.
Surowo zakazując swojemu dziecku jedzenia słodyczy, niejako przypisujemy im szczególną wartość, nadprzyrodzoną funkcję, a tym samym stają się one dla nieletnich obiektem pożądania.
Rodzą się pytania: Jak to smakuje? Dlaczego inni mogą? Dlaczego Ty jesz?
To dodatkowo podjudza naturalną ciekawość i tylko czekać, aż pociecha zacznie badać taki tajemniczy twór za Twoimi plecami.
Jeśli ustanawiasz zakazy musisz:
być merytorycznie przygotowany do dyskusji ze swoją pociechą,
opanować sztukę ciętej riposty,
ale najważniejsze sam świecić przykładem (nikt nie lubi hipokrytów!)
Posiadasz wszystkie te umiejętności? Gratuluję! Jeśli nie – przewijaj dalej 🙂
Podobnie rzecz wygląda, jeśli słodycze wykorzystujemy jako formę nagrodzenia za dobre zachowanie, rekompensatę za brak czasu czy na poprawę samopoczucia.
Pożywienie powinno służyć tylko do zaspokojenia potrzeby głodu. Używając jedzenia jako motywatora pozbawiamy go pierwotnej funkcji, jaką jest dostarczenie energii.
Dziecko dostaje sygnał, że słodycze są produktem lepszej kategorii, na który należy zasłużyć. Bardzo szybko maluch zaczyna wiązać dobry nastrój z łasowaniem, a w ten sposób uczy się, że słodkimi przekąskami można łatwo poprawić sobie humor. W efekcie dziecko będzie miało trudności w radzeniu sobie z przeciwnościami losu, bo zamiast szukać przyczyny skupi się na zajadaniu objawów.
Jak rozgryźć taki słodki dylemat?
Jak zawsze- zdroworozsądkowo 🙂
W idealnym świecie producenci żywności, dla dobra dzieci, zaprzestaliby masowej produkcji słodyczy na rzecz hodowli marchewek. Ale to tylko nierealne marzenia i musimy nauczyć się żyć w rzeczywistości pełnej pokus. Na szczęście dzieci nie umierają od zjedzenia kostki czekolady:)
Z autopsji: Efektem kształcenia malucha w duchu racjonalnego podejścia do słodyczy jest wychowanie potomka , który nie rzuca się, jak oszalały na łakocie i zaskakująco szybko nasyci się lub straci zainteresowanie smakołykami. Nie robimy szumu z powodu zjedzonego na imprezie ciastka jednocześnie starając się do minimum ograniczyć okazje do próbowania (np. prosząc rodzinę/znajomych o niekupowanie słodyczy jako prezentu)
Na naszych rodzicielskich barkach spoczywa proponowanie dziecku zdrowszej alternatywy i wyjaśnianie dlaczego wolimy jeść brzoskwinie od jajka-niespodzianki. (Nie używamy sformułowania „nie wolno/nie możemy – dla mózgu lepiej brzmi stwierdzenie „nie chcę/wolę to). W miarę, jak dziecko rośnie możemy zwiększać także jego świadomość żywieniową i liczyć na to, że samo dokona dobrych wyborów.
A jak zdroworozsądkowo przetrwać wspomniane wcześniej urodziny u Zosi?
Po pierwsze nie idźcie na głodniaka (zasada ta dotyczy także rodzicówJ) – jeśli w brzuchu dziecka wcześniej wyląduje pomidorowa i udka z kurczaka to choćby nie wiem, jak się starać dla tabliczki czekolady miejsca zabraknieJ
Zaproponujcie, że możecie przygotować jakiś deser/przekąskę – poszukajcie przepisów na zdrowe, ale efektowne podwieczorki, a być może okaże się, że Wasza potrawa będzie cieszyła się największą popularnością
Nie podkreślajcie na każdym kroku, że dzisiaj jest wyjątkowa okazja, a jutro wracacie do szarej rzeczywistości – to wywoła u dziecka poczucie straty i dodatkowo uatrakcyjni łakocie
Skupcie się na innych punktach programu imprezy – z pewnością znajdą się ciekawsze rzeczy do robienia niż siedzenie przy stole.
Powodzenia!
Jula
To ja poproszę w gratisie do tego wpisu zdrowe menu urodzinowe dla dzieci!:)
Kasia
Podpisuje się rękami i nogami 🙂