Zapraszamy Was na wywiad z Reginą Wnęk – trenerem komunikacji, na temat motywowania dzieci. Co zrobić by chętnie współpracowały?
Jak zachęcić dziecko do współpracy, bez kar i nagród?
Ania Patrzałek: Brak czasu i codzienny pośpiech powoduje, że czasem zapominamy o potrzebach naszego dziecka. W końcu rano trzeba wcześnie wyjść do pracy, czy zająć się obowiązkami i nie ma czasu na zabawy, gadanie. Również w innych sytuacjach łatwiej „dogadać” się z dzieckiem, jeśli je odpowiednio zmotywujemy… Obiecamy nagrodę…
Regina Wnęk: …postraszymy karą. Tak, my rodzice bardzo często chcąc, żeby dziecko zrobiło to, czego chcemy, żeby było nam „posłuszne” stosujemy nagrody i kary. I rzeczywiście może się to wydawać atrakcyjne, bo efekty widzimy od razu – dziecko zmienia swoje zachowanie. Problem w tym, że nie robi tego dlatego, że coś zrozumiało i zdecydowało samo, że czegoś nie będzie robić, albo coś zrobi. Zachowa się w oczekiwany sposób tylko ze strachu lub dla konkretnej nagrody.
Ania: Czyli osiągniemy cel?
Regina: Bo kary i nagrody są dla dziecka silnym motywatorem – silnie działają na jego emocje, potrzeby i są przyznawane od razu. Jednak to motywator zewnętrzny – gdy tylko zniknie, wraz z nim znika motywacja do działania, czyli do takiego zachowania, jakiego oczekują rodzice.
System kar i nagród w wychowaniu niczego dobrego naszego dziecka nie uczy, jest jedynie tresowaniem go do określonych zachowań, w efekcie którego dzieckiem kieruje albo strach albo uległość.
Ania: Jeśli jednak działa, staje się kuszące, zwłaszcza kiedy nie mamy pomysłu lub siły na dotarcie do dziecka w inny sposób?
Czego uczą nagrody?
Regina: Nagrody uczą nas, że warto robić tak, jak oczekując od nas inni, że to się opłaca. Często daje się zaobserwować dzieci, które są np. „pupilkami” nauczyciela, czy inaczej mówiąc „podlizują się”, bo szybko wyczuwają, że taka postawa przyniesie im korzyści – zyskają przychylność, dostaną nagrodę, unikną kary… Możemy się łatwo domyślić, jak będzie zachowywało się takie dziecko jako dorosły…
Nagrody uczą przywiązania, wręcz uzależniają od pozytywnych wyników w postaci pieniędzy, punktów, lodów, słodyczy i innych „podarków” – to powoduje, że z dziecka rośnie taki „zdobywca punktów”. Na pierwszym miejscu w życiu stawia wygrywanie, zdobywanie tych „słoneczek czy uśmiechniętych buziek” i przede wszystkim uniknięcie przegranej.
I na koniec – nagrody powodują stres, który blokuje kreatywne myślenie. Tak bardzo skupiamy się na nagrodzie, tak bardzo chcemy ją dostać, że stresujemy się czy dobrze zrobimy to, co ma być nagrodzone.
Ania: Ok., ale kiedy dziecko jest niegrzeczne, ciężko go nie ukarać…
Regina: O samym słowie „niegrzeczne” możemy zrobić kolejny wywiad – jest o czym rozmawiać 😉
W nas rodzicach głęboko tkwi przekonanie, że musimy dziecko ukarać, żeby się czegoś nauczyło. Czyli inaczej mówiąc musimy sprawić, żeby dziecko poczuło się źle, po to, żeby zaczęło zachowywać się dobrze. To zupełnie nie ma sensu – żadna metoda, która powoduje, że dziecko poczuje się źle nie sprawi, że dziecko zacznie zachowywać się dobrze. Aby dziecko zachowywało się dobrze, musi czuć się dobrze.
Ania: A jednak kara często przynosi efekt…
Jaki efekt daje ukaranie dziecka?
Regina: Kary nie tyle skutkują, co rozpraszają. Dziecko zamiast pomyśleć o tym, co zrobiło, zmierzyć się z wyrzutami sumienia za swoje złe zachowanie i skupić się na tym, jak to naprawić, całą uwagę kieruje na to, jak się nam odpłacić, albo jak ukryć swój sprzeciw i uniknąć kary. Często dziecko nawet nie zdaje sobie sprawy, co zrobiło nie tak. Nie tłumaczymy mu tego, tylko odstawiamy do kąta.
Spójrzmy też na to z szerszej perspektywy – stosowanie kar i nagród będzie stosunkowo łatwe, gdy nasze dziecko ma 5 lat (nie będzie bajki, nie dostaniesz loda). Ale czym będziemy grozić lub przekupywać 15-latka?
W pewnym momencie dojdziemy do punktu, w którym przestaniemy mieć nad naszym dzieckiem przewagę, ono wtedy się zbuntuje i ucieknie. Ucieknie, bo zabraknie najważniejszego – głębokiej, prawdziwej więzi, budowanej z naszym dzieckiem każdego dnia od najmłodszych lat.
I to jest chyba najważniejszą negatywną konsekwencją takiego podejścia – utrata prawdziwej, głębokiej relacji między rodzicami i dzieckiem – w jej miejsce pojawia się transakcja handlowa (Ty mi coś dasz, to ja Tobie coś dam). Inne to bunt, nienawiść, chęć odwetu, strach albo poczucie winy, bezwartościowości u dziecka. Nie mówiąc już o tym, że taki klimat wychowawczy zabija w dziecku kreatywność, chęć i swobodę eksperymentowania, próbowania tego, co nowe czy motywację wewnętrzną.
Motywacja wewnętrzna
Ania: co masz na myśli mówiąc o motywacji wewnętrznej? Pojawia się już kolejny raz.
Regina: Motywacja wewnętrzna, to coś, co ma każdy z nas od urodzenia – to wrodzona chęć rozwoju, ciekawość świata, głód wiedzy, eksperymentowanie, chęć zdobywania nowych umiejętności, zwrócenia na siebie uwagi itd. Czyli robimy coś, bo to lubimy, bo chcemy to robić i nie potrzebujemy do tego żadnej nagrody – działanie samo w sobie jest dla nas nagrodą, daje nam satysfakcję, radość, jesteśmy zaangażowani. Żadna kara nas do takich odczuć nie zmusi.
Taką motywację podtrzymujemy u dziecka, gdy budujemy z nim relację i dbamy o nią, gdy sprawiamy, że dziecko czuje się ważne i akceptowane, np. pytając je o zdanie, zachęcając do mówienia o swoich uczuciach, do samodzielnego myślenia, poszukiwania, do wyciągania własnych wniosków i do własnych refleksji – dbamy o to, żeby nasze rozmowy były dialogiem, a nie tylko monologiem dorosłego.
Ania:
Zatem jak nauczyć dziecko współpracy?
Regina: Zacząć od siebie. Od zmiany swojego podejścia. Od uświadomienia sobie, że rządzące nami przekonanie „Ja jestem dorosły, więc to ja mam zawsze rację, a ty jesteś dzieckiem i masz robić, co ci każę” niszczy jakąkolwiek nić porozumienia i współpracy. Musimy pozbyć się potrzeby całkowitego kontrolowania dziecka i wymagania, żeby było nam bezwzględnie posłuszne i przestać się obawiać, że dziecko zacznie nami rządzić, gdy nie będziemy go ‘krótko trzymać’.
To nie jest łatwe, ale w tym tkwi całe sedno tej zmiany – w zdobyciu się na wiarę i zaufanie, że gdy znajdziemy czas, usiądziemy z naszym dzieckiem, podzielimy się szczerze naszymi uczuciami i posłuchamy o jego uczuciach, to wspólnie dojdziemy do rozwiązań, które będą dobre dla obu stron.
Ania: Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić… W porannym pośpiechu spokojna rozmowa?
Regina: Często samo okazanie dziecku, że rozumiemy jego potrzebę i jego uczucia w danym momencie wystarczają, by dziecko zaczęło współpracować, np. musimy już wyjść, dziecko nie chce, bo się jeszcze bawi, możemy powiedzieć: „Widzę, że wciągnęła cię zabawa klockami, fajnie się bawisz. Lubisz swoje klocki itp., w kolejnym zdaniu powiedzmy o tym, co my teraz potrzebujemy (wyjść do pracy) i poprośmy dziecko o współpracę, pomoc w czymś… (taki przykład)
Gdy dziecko ma moment złości, jest w wielkich emocjach, czekamy, aż się uspokoi i… aż my się uspokoimy. Dopiero wtedy, gdy oboje zaczynamy znów myśleć z poziomu racjonalnego, a nie walki i ucieczki, możemy porozmawiać o problemie i wspólnie szukać rozwiązań.
Ania: dziecko nie chcę się ubrać…
Regina: Dajmy mu wybór. Wiele „nie” naszego dziecka wynika z jego potrzeby wolności, decydowania o sobie. Dajmy mu możliwość zaspokojenia tej potrzeby przez danie wyboru, w określonym przez nas zakresie, np. „Wolisz ubrać się teraz, czy za chwilę/przed śniadaniem, czy po śniadaniu/sam czy Ci pomóc itp.”
Ania: Wszystko fajnie, tylko jeśli te nagrody, czy kary działają, jak teraz nauczyć siebie i dziecko działać inaczej?
Regina: Jak już mówiłam, zaczynamy od pracy nad sobą, od zmiany swojego myślenia i swoich przekonań. Potem W KOŃCU zaczynamy z naszym dzieckiem rozmawiać i prawdziwie słuchać go z uwagą i zrozumieniem. W ten sposób zaczynamy tworzyć grunt pod szukanie takich wspólnych rozwiązań, gdzie pod uwagę brane są potrzeby obu stron – i dziecka i nasze.
Ania: Dziękuję za rozmowę i już czekamy na kolejną.
Regina Wnęk: coach rodziców, pracujących mam i trener komunikacji. Gorąca zwolenniczka świadomej i empatycznej komunikacji, ucząca się i praktykująca porozumiewania w duchu NVC. Pracuje z mamami, które wracając do pracy chcą stworzyć swój własny model na połączenie pracy i macierzyństwa. Prowadzi warsztaty i sesje dla rodziców, wspierając ich w budowaniu relacji z dziećmi opartej na zrozumieniu, szacunku i bezwarunkowej akceptacji.
„Rodzicielstwo dla mnie to towarzyszenie dziecku w rozwoju i odkrywaniu tego, co w nim unikalne i wyjątkowe. To tworzenie dobrej, trwałej relacji przez zauważanie, okazywanie szacunku i empatii. Wierzę, że dzieci nie potrzebują wychowania (czyt. trenowania), ale obecności i wsparcia rodziców w poznawaniu siebie i budowaniu zdrowej samooceny.
Beata
Świetny artykuł. Konkretny
Anna Patrzałek
Dziękujemy 🙂 Mamy nadzieję, że kropla drąży skałę i coraz więcej osób zacznie naprawdę rozmawiać z dziećmi.