Syndrom TOFI
Społecznie akceptowalnym zjawiskiem jest objadanie się słodyczami przez „chudzielców” – o ile widok pulchnej pani wciągającej czwartego pączka budzi nasz sprzeciw, o tyle wychudzonej koleżance z pracy chętnie oddajemy czekoladowe ciastko. Utarło się, że szczupły to synonim zdrowego szczęściarza, który może opychać się do woli, igrając z kaloriami. Przypisujemy wszystkie nieszczęścia świata do nadprogramowych kilogramów zapominając, że przecież każdy organizm musi mieć dostęp do wartościowego paliwa.
Zachowania takie przenosimy również na nasze dzieci – rodzina czuje się w obowiązku dokarmiać zbyt szczupłego krewniaka i znosi tonami słodkie racje pokarmowe. Co ciekawe, sami rodzicie również nie dostrzegają problemu zbyt dużej podaży cukru w diecie dopóki potomstwo może się pochwalić sportową sylwetką. Zdarzają się również familie, w których dzieciom porcjuje się słodycze adekwatnie do masy ciała ( chudy do woli, większy obchodzi się ze smakiem). Rodzice argumentują takie zachowania niepokojem o przyrosty masy ciała malucha z niedowagą, zamykając temat jednym zdaniem : „On nic innego nie zje”.
Czy rzeczywiście problem zaczyna się dopiero kiedy przestajemy mieścić się w rozmiarze M?
A wiecie czym jest syndrom TOFI ? (Nie, nie mam na myśli zawodów wciągania znanych cukierków na czas 🙂 )
Syndrom TOFI ( ang. Thin Outside Fat Inside) czyli dosłownie „chudy na zewnątrz , gruby w środku” można zdiagnozować poddając się badaniu rezonansem magnetycznym lub tomografem komputerowym. To bardzo niebezpieczna sytuacja kiedy tłuszcz zamiast gromadzić się w tkance podskórnej i lądować np. na biodrach (shit!) odkłada się wokół narządów wewnętrznych i może narastać do ilości nawet kilku litrów bez zmian w wyglądzie zewnętrznym. Stwarza to realne ryzyko wystąpienia chorób serca (łącznie z zawałem), nadciśnienia czy cukrzycy. Zbyt późne wykrycie tego zjawiska skutkuje rozwojem groźnych dla życia i zdrowia powikłań nieleczonych chorób metabolicznych.
Kto może cierpieć na syndrom TOFI ? Osoby o zerowej aktywności fizycznej i szczupłej budowie ciała, które pochłaniają rekordowe ilości śmieciowego jedzenia bez uszczerbku na figurze.
Problem ze zdiagnozowaniem syndromu TOFI jest tym większy, że przecież wskaźnik wagowo-wzrostowy (BMI) osób szczupłych jest prawidłowy lub nawet za niski, co staje się niejako przyzwoleniem do dalszego obżarstwa. A trzeba wiedzieć, że parametr ten nie jest idealny, bo poza masą ciała i wzrostem nie bierze pod uwagę zawartości tkanki tłuszczowej, masy mięśniowej czy nawet płci!
Konkluzja: każda maszyna do prawidłowego funkcjonowania potrzebuje paliwa wysokiej jakości. Nawet ferrari nie ujedzie na oleju z frytkownicy. Nasze ciało to nie cudowny worek bez dna do którego możemy wrzucać najgorsze śmieci. I chyba nie ma lepszego podsumowania do tego wpisu niż stwierdzenie że karma zawsze wraca 🙂
Odpowiedz