Wzywamy posiłki

Okiem matki – pierwszy dzień z życia przedszkolaka

Ten moment, kiedy nieletnia zaczyna swoją przygodę z placówką opiekuńczo-wychowawczą widziałam oczami wyobraźni nie raz.

Odwoływałam się do tego wydarzenia zwłaszcza, kiedy dziecko zamiast się ubierać, urządzał mi tour de pologne na golasa po mieszkaniu. Próbując uspokoić skołatane nerwy oddychałam przez przeponę, uśmiechałam się szeroko i cedziłam  przez zaciśnięte zęby : – Jeszcze tylko kilka miesięcy i sielanka się skończy. W przedszkolu cię życia nauczą!

Idę do przedszkola

Oczywiście zderzenie z rzeczywistością okazało się bardziej bolesne dla mnie niż myślałam.

Zamiast cieszyć się z odzyskanej wolności, snułam się, jak cień po domu i wylewając krokodyle łzy zdrapywałam plastelinę z kapcia, która jeszcze wczoraj doprowadzała mnie do wrzenia.

Chlipiąc pod nosem ścierałam resztki zupy pomidorowej ze ściany i z rozbawieniem przypomniałam sobie trajektorię lotu łyżki, która została wystrzelona w powietrze przy wczorajszym obiedzie zaraz po mojej stanowczej prośbie „Nie chlapiemy jedzeniem!”.

Na domiar złego  zamykałam  oczy i widziałam taką oto scenę:

Mój świeżak zostaje wprowadzony do celi i  natychmiast ograbiony przez bandę przedszkolaków – weteranów z całej zawartości swojego różowego worka.

Żeby odzyskać ulubionego „cici”,niczym dziewczyna z zapałkami , zaczyna handlować zabawkami, ale ubogi zasób słownictwa uniemożliwia jej  pomyślne zrealizowanie transakcji.

W konsekwencji osuwa się z głodu na podłogę i ostatnim tchem woła : Mamo, cemu?!

Dalsze przebywanie w domu skończyłoby się pewnie dla mnie rozwojem psychosomatycznych objawów paranoi ,dlatego dla własnego zdrowia psychicznego wybrałam się na zakupy, żeby odratować wygłodniałego malucha.

Jednak do tej pory do sklepu wędrowałam z 13kg odważnikiem na ręce, pluszową mafią pod pachą oraz różowym wózeczkiem, który prowadziłam stopą.

Ten cały asortyment tak wrósł w moje ciało, że miałam realne obawy, że bez zabawkowego balastu po prostu się przewrócę.

Odważyłam się jednak opuścić bezpieczny kąt i ruszyć w nieznane.

Po drodze z przyzwyczajenia liczyłam w głowie mijające auta,  w uszach szumiało mi ciekawskie „a co to” i musiałam mocno się kontrolować, żeby  na głos nie relacjonować planu na dzisiejsze przedpołudnie.

Szczęśliwie dotarłam do domu cała z tej dziwnej wyprawy, a jeszcze większym zaskoczeniem był fakt, że nie wyplułam  płuc , jak zazwyczaj, przy wchodzeniu po schodach.

Żeby ulżyć zdezorientowanym kończynom, które w normalnych warunkach są przyzwyczajone do robienia tysiąca rzeczy jednocześnie, postanowiłam upiec ulubione placuszki z jabłkiem.

Potrzebujemy:

4 duże jabłka
4 łyżki siekanych migdałów
1 jajko
250g sera riccota
3/4 szkl. mąki
1 łyżka miodu
cynamon

Sposób przygotowania:

Jabłka zetrzeć na tarce. Wymieszać wszystkie składniki w misce.

2015-10-08-15-24-37-1
Nakładać na blachę wyłożoną papierem lub folią. Zapiekać w piekarniku w temp. 180 C  przez 15-20 min.

2015-10-08-16-23-19-19

A potem to już tylko zajadać ze smakiem i łapczywie skradać całusy zajętemu konsumpcją maluchowi 🙂

2015-10-08-16-59-24-63

Odpowiedz